Forum Chłoniak u psów Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Chłoniak limfocytarny śledziony
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Chłoniak u psów Strona Główna -> Opowiedz o sobie i swoim psiaku
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 0:45, 21 Sie 2007    Temat postu: Chłoniak limfocytarny śledziony

Witam,
wczoraj odebrałam wyniki badań histopatologicznych guzka śledziony mojej suni Milki...chłoniak limfocytarny. :cry:

Wizytę u onkologa mamy jutro. Miałyśmy szczęście, bo akurat zwolniło się miejsce. Inaczej musiałybyśmy czekać do końca miesiąca...
Dla mnie to i tak za długo. Chcę wiedzieć wszystko, już, teraz, natychmiast. Jak można być cierpliwym i spokojnym kiedy ktoś, kogo kochasz najmocniej na świecie umiera?

Nasza historia zaczęła się w połowie lipca, kiedy Milka (10-letni kundelek) wylądowała u weterynarza z problemami żołądkowymi. Kłopoty z wątrobą i trawieniem miała od zawsze; tym razem jednak dodatkowo schudła a dręczące mnie od jakiegoś czasu dziwne przeczucie nie dawało mi spokoju.
Zrobiłyśmy badania krwi - wszystko w porządku, poza poziomem enzymów wątroboych, który został przekroczony ponad 10 razy - to był "prezent", który otrzymałam od Losu w dzień po moich urodzinach.
Nasza weterynarz nie dała nam szans-podejrzewała nowotwór wątroby. Chciała otwierać brzuch bez dalszych badań.
Zbuntowałam się. Nie dam przecież pokroić mojego przyjaciela komuś, kto wątpi w sens ratowania go.
Wizyta w klinice SGGW troszkę mnie uspokoiła - dostałyśmy lekarstwa i skierowanie na USG. Okazało się, że na wątrobie guza nie ma. Odetchnęliśmy z ulgą - to przecież byłby wyrok. Guzek śledziony o średnicy 1,6 cm przyjęliśmy jako mniejsze zło.
Węzły chłonne niepowiększone, nie widać przerzutów.
Dr Micuń, do którego trafiłyśmy zdecydował - usuwamy śledzionę.

2 sierpnia Milka miała operację. Dodatkowo lekarze sprawdzili jelita - chciałam mieć pewność, że nie ma przerzutów.
Po zabiegu zabrałyśmy ją do domu, ale zauważyłam, że zaczyna robić się zimna, wolniej oddycha, dziąsła i język stają się białe a oczka patrzą jakby zza mgły. Szybki telefon na SGGW i jeszcze szybszy powrót do kliniki. To były najcięższe chwile mojego życia - ten bieg z Milką w ramionach - Milką, która jest taka zimna, która tak namacalnie traci masę (dusza psa to chyba więcej niż 21 gramów) i wymyka mi się, ucieka gdzieś daleko i wysoko...
Oczekiwanie.
Chirurg mówił, że to był krwotok wewnętrzny, nie wiadomo skąd i dlaczego sączyła się krew. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że chłoniak powoduje problemy z krzepliwością, cieszyłam się tylko, że zdążyłam, że Milka żyje. Przetoczono jej krew, sytuacja opanowana.
Zostawiłyśmy ją na noc w szpitalu, dla jej dobra. Całą noc zastanawiałam się czy Milka wie, że po nią wrócę. Tak bardzo nie chcę, żeby kiedykolwiek myślała, że mogę ją zostawić...
Rano odebrałam ją ze szpitala, wszystko zaczęło się układać. Przynajmniej na to wyglądało. Jedynym problemem był niespokojny sen Milusi i niechęć do zakładania kubraczka. No i może troszkę cięższy oddech, ale przecież są takie upały a w mieszkaniu jest tak duszno...

Wczoraj odebrałam wyniki badań histopatologicznych i mój świat się zawalił. Gdzieś tam głęboko wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Ufałam, tak bardzo ufałam.

Nie płaczę. Nie mogę płakać w domu. Milka się wtedy boi. Przychodzi, kładzie się pod nogami i pokazuje ten swój pocięty brzuszek jakby przepraszała za to, że mam przez nią takie zmartwienie. Mój kochany pies, największy Skarb...
Płaczę dopiero jak wyjdę. Świat stracił barwy, nic nie ma już sensu.
I teraz dopiero naprawdę martwi mnie ten ciężki oddech. Pojawił się dopiero po operacji - więc czy to serce osłabione narkozą, wina upałów czy może to najgorsze? Confused

Zaprzestałam poszukiwań w internecie. Z jednej strony informacja, że chłoniak limfocytarny należy do mało złośliwych, z drugiej strony historie piesków, które żyły tylko kilka miesięcy. No i fakt, że chłoniaki mało złośliwe gorzej ragują na chemię. Nie chcę mieć niepotrzebnej nadziei, nie chcę się zamartwiać. Trwam w zawieszeniu do wizyty u onkologa 22 sierpnia (tym razem odwiedzimy dr Jagielskiego, bo do dr Micunia są miejsca dopiero na 31 sierpnia). Odstawiłam tylko węglowodany.

Chciałam bardzo podziękować twórcom tego forum.
Jest mi lżej dzięki Wam. Tak wiele daje świadomość, że ktoś to już przeszedł, że może pomóc, doradzić... :*
Trzymajcie za nas kciuki, proszę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aku
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 10:06, 22 Sie 2007    Temat postu:

Witaj Wisienka,
po pierwsze cieszę się, że dołączyłaś z Milką do forum:)
Po drugie nie możesz tak szybko rezygnować i czarno widzieć!!!
Halo! w żadnym razie nie wolno płakać, bo nie ma jeszcze do tego powodów! Milka żyje, ma postawioną diagnozę, leczy ją jeden z najlepszych onkologów... Początek, tak jak koniec jest zawsze ciężki, bo spada na Ciebie coś czego się zupełnie nie spodziewałaś... Przede wszystkim nie możesz tracić nadziei - nadzieja jest bardzo potrzebna. Musisz wierzyć w to, że sie uda! Milka musi czuć, że jej pani jest silna! Piszesz, że historie psiaków, które żyły TYLKO parę miesięcy... Moja Tinelka przeżyła od diagnozy pół roku, ale dla mnie to było aż pół roku! Od początku wiedziałam, że chłoniak jest nieuleczalny, wiedziałam, że decyduję się na walkę z góry skazaną na porażkę. Tylko, że nie można tego tak rozpatrywać! Ja naprawdę dziękuje Bogu za każdy dzień, który dał mi z Tinusią!
Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży!
Nie możesz tylko nakręcać się jakimiś szitowymi myślami, nie wolno i już! Masz być dzielna dla Twojego psiaka! Nie wolno się poddawać, poza tym jeszcze nic nie jest przesądzone więc nie ma się co nakręcać...No!
Uszy do góry! Będzie dobrze:D
Napisz koniecznie, co powiedział doktor, jakie są dalsze rokowania...

Pozdrawiam mocno Milkę i ciebie....trzymajcie się dziewczyny:D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 20:11, 22 Sie 2007    Temat postu:

Byłyśmy dzisiaj u dr Jagielskiego. Wszystko nam spokojnie wytłumaczył. Powiedział, że powinniśmy zdecydować się na chemioterapię. W sumie tego się spodziewałam.
Zrobiłyśmy dzisiaj już część badań - ponieważ Milcia ciężko oddycha miałyśmy prześwietlenie płuc. Potem trafiłyśmy do pani kardiolog, która zrobiła EKG. Miąższ w płuckach jest nieco zagęszczony. Serduszko troszkę powiększone i niedotlenione. Dostałyśmy leki i będziemy obserwować czy coś się zmienia. Jutro badanie krwi i z wynikiem morfologii do dr Jagielskiego. Wtedy zdecyduje co i jak z dalszym leczeniem.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie atmosfera w lecznicy. Jeszcze nigdy nie byłyśmy tak "obsłużone". Wszystko trwało jakąś godzinkę a byłyśmy u dwóch lekarzy i miałyśmy dwa badania. Wszystko szybciutko a jednocześnie mogłyśmy wyjaśnić swoje wątpliwości. Zobaczymy co okaże się jutro. Trzymajcie kciuki.

Wierzę, że mamy szanse.
Pan doktor powiedział, że ok. 10% przypadków udaje się wyleczyć.Wiara czyni cuda, prawda? Więc wierzę. Tak mocno jak chyba nigdy dotąd.
Wierzę, że jeszcze dostaniemy trochę czasu.

Uczę się cieszyć tym, co mamy. Tym, że jesteśmy razem dzisiaj. Już nie myślę o przyszłości. Ważne jest to, że dziś Milka zjadła z apetytem, że była taka dzielna na badaniach (moja malutka bohaterka Smile bardzo jestem z niej dumna ), że podskakuje i merda ogonkiem.
Nie rozmawiam z nią o tym, co ją czeka. Mówię jej tylko, że bardzo ją kocham i zawsze będziemy razem. Bo tak właśnie będzie. I kropka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faustyna
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wwa

PostWysłany: Czw 8:10, 23 Sie 2007    Temat postu:

Trzymam za Was mocno kciuki dziewczyny! I wysylam mnostwo dobrych mysli! Musicie byc bardzo dzielne i wierzyc, ze wszystko bedzie dobrze!
Wspolczuje Milce bardzo, badan, klucia lapek, ale musisz jej tlumaczyc. ze to wszystko dla niej!
Walczcie!
Sciskam Was mocno!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:11, 24 Sie 2007    Temat postu:

Pan doktor dzisiaj po obejrzeniu morfologii zdecydował, że od jutra zaczynamy chemię.
Cieszę się, że udało nam się zakwalfikować do chemioterapii i jednocześnie boję tych 25 tygodni, które nadchodzą. Najgorsza jest myśl, że Milka może cierpieć - że będą ją bolały żyłki od kłucia, że może wymiotować, mieć mdłości. Teraz na szczęście wygląda i funkcjonuje jakby była zdrowa (aż czasem zastanawiam się, że może zaszła jakaś fatalna pomyłka i to nie chłoniak). Tym bardziej mam stracha przed chemią - co jeśli po chemii będzie czuła się gorzej niż teraz? Przecież to będzie wyglądało tak, jakbym wyrządziła Milce krzywdę a nie niosła niezbędną pomoc...Mam nadzieję, że ona wie, że nie chcę jej skrzywdzić.

Trzymajcie za nas kciuki, od jutra walczymy na dobre Twisted Evil

W rozpisce dot. chemioterapii napisane jest, że przez 3-5 dni po chemii trzeba ograniczyć kontakt ze zwierzęciem. Zastanawia mnie tylko jak to zrobić jeśli trzeba psiaka znieść po schodach? Przecież muszę go wtedy przytulić...
I co z jedzeniem? Jeśli ślina może zawierać szkodliwe substancje jak myć miseczkę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 14:26, 26 Sie 2007    Temat postu:

Wczoraj byłyśmy na pierwszej chemii z Vincristinu.
Milka była baaaardzo dzielna, moje kochane Maleństwo...
Wróciła zadowolona, chętnie jadła.

Dzisiaj niestety czuje się gorzej. Nie ma temperatury, ale rano była osowiała, od wczoraj mało piła. Po telefonie do pana doktora, który zdecydował że trzeba troszkę przepłukać organizm, pojechałyśmy na kroplówkę podskórną. Teraz Miluńka wygląda jak mały wielbłąd Smile
Niestety nadal nie za bardzo chce jeść Sad Nie wiemy czy to przez chemię czy przez to, że wczoraj dostała troszkę wieprzowiny. Tak strasznie prosiła, że nie mogłyśmy się powstrzymać i na obiadek ugotowałyśmy jej z mamą wieprzowinę zamiast kurczaka. To chyba nie było dobre posunięcie z uwagi na jej wrażliwy układ pokarmowy...

Trudno-mam nadzieję, że do jutra odzyska apetyt. Kolejny kroczek za nami. Teraz już nie możemy się wycofać i walczymy na dobre Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faustyna
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wwa

PostWysłany: Czw 14:51, 30 Sie 2007    Temat postu:

Jak Milka sie czuje? mam nadzieje, ze dajecie sobie rade!
pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 13:12, 31 Sie 2007    Temat postu:

Milka czuje się dobrze. Chyba ma troszkę mniej siły i szybciej się męczy, ale jest radosna, chce się bawić, podskakuje, merda ogonkiem. Chwilami prawie zapominam, że walczymy z taką wstrętną chorobą...
Cieszymy się sobą. Teraz w domu najważniejszy jest pies. Milka chce iść o 5 rano na spacer - idzie. Chce jeść - dostaje dotąd, aż sama nie odejdzie od miseczki. Na stole leży rozpiska o której godzinie jakie leki dostaje (wzmacniamy serduszko i wątrobę). Więcej się bawimy i częściej leżymy przytulone. Czasem opowiadam jej wtedy o tym jak ją przyniosłam do domu, jak reagowała na pierwszy śnieg i jak próbowała łapać żaby na działce... Milka wtedy wstaje i przynosi mi z powrotem zabawkę. Dzięki temu wiem, że to jeszcze nie jej czas. Jeszcze nie pora na pożegnania i smutne opowieści. Tyle jeszcze dni przed nami, wierzę, że wszystko jeszcze zdążę jej opowiedzieć.

We wtorek Milusia dostała pierwszy Endoxan, który na szczęście zniosła dobrze. Smile Ja też byłam mądrzejsza, bo co 30-40 min. strzykawką dawałam jej do pysia wodę i rozwadniałam jedzenie. No i udało się - obeszłyśmy się bez kroplówki. Jedyne co było nietypowe to fakt, że po podaniu leku, zgodnie z zaleceniami pana doktora, częściej wychodziłyśmy na spacer. Chyba troszkę przesadziłam, bo co godzinę byłyśmy na dworku No ale lepiej częściej niż rzadziej, prawda?

Dzisiaj idziemy na kolejną chemię... Ja jak zwykle mam stracha, za to Milka wydaje się zupełnie spokojna... Dzielna bestia. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Rozwalimy tego drania. Dzisiaj znowu mu się nieźle oberwie, no ale w końcu wybrał sobie dzielnego przeciwnika, czego innego można się tu spodziewać? Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dalmatina
Administrator
Administrator


Dołączył: 06 Mar 2007
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:06, 01 Wrz 2007    Temat postu:

Droga Wisienko i Milko, cieszę się, że udało się Wam trafić na nasze forum, mimo tego, że jesteście tu z powodu choroby Milki. Wazne jest jednak to, że tutaj są osoby, które będą rozumialy co czujecie.
Wisienko, przede wszystkim wiedz, że jesteś w dobrych... najlepszych rękach. Zarówno dr Micuń jak i dr Jagielski to fenomenalni lekarze, na pewno też niekonwencjonalni, bo traktują zwierzęta z sercem, niestandardowo.
Płacz to była także i moja reakcja, nie wierzyłam, ze Una może być chora, że będzie chora nieuleczalnie. Początkowo moj mąż spotykał się z lekarzem, ja nie potrafiłam stawić czoła prawdzie. Po tygodniu jednak wzięłam się do kupy i zaczęłam walkę. To była walka naszej trójki, dziś już wiem, że przegrana, ale wierz mi, nie zaluję ani sekundy.
Wiedziałam, że chłoniak to choroba nieuleczalna, ale wiedziałam też, że się nie poddam i nie poddaliśmy się do końca. Także nasze życie było całkowicie podporządkowane pieskowi. A Una była taka dzielna, mogłabym o tym powieść napisać. Liczył się każdy nowy dzień który był nam dany, nic nie planowaliśmy, cieszylismy się, że Una czuje się coraz lepiej. Choć po pół roku nadeszło załamanie to wiem, że dzięki takiemu podejściu potrafiliśmy stawić czoła najgorszemu.
Czyli, dobrze robisz, że podjęłaś walkę... teraz wiele się nauczysz o samej sobie, o Twojej psinie o czym wcześniej nie wiedzialaś. Życze by Wasza walka okazała się wygrana, a skutki chemii jak najmniej nieprzyjemne.
Co do wieprzowiny... my podawaliśmy Unie ją w diecie, ale zawsze mieszaną z indykiem i warzywami (kalafior i brokuły).
Pytasz o postępowanie z psem po podaniu chemii. Jest faktycznie tak, że trzeba nieco ostrożniej bawić się z psem przytulać. Ubierać rękawiczki gdy stykasz się z wydzielinami. Jednak da się to zrobić. Nasza Una po chemii jakby instynktownie wolała leżeć dalej od nas, choć zwykle korzystała z każdej okazji do tulenia i bycia blisko. Piesek może być osowiały, ale jeśli je to zawsze jest to dobry znak. Uważaj jednak, bo nam po chemii zdarzały się zaparcia (u niektórych piesków są biegunki). Gdyby pojawily się zaparcia możesz dodawać siemię lniane do jedzenia. Prawda jest też taka, że każdy organizm jest inny i to, co sprawdziło się u nas wcale nie musi być u Was.
Acha, jeśli masz możliwość naucz się robić kroplówki. Wtedy możesz podawać je w domu (mówię o sytuacjach kiedy nie ma chemii, a kroplówka jest potrzebna) i piesek nie jest narażony na dodatkowy stres. Zawsze to jednak odbywa się w domu i może czuć się bezpieczniej. Oby jednak było to jak najmniej potrzebne.
Trzymam za Was kciuki razem z moim mężem synkiem i małą Lili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Faustyna
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wwa

PostWysłany: Czw 14:19, 13 Wrz 2007    Temat postu: jak Milka?

Wisienko - co tam u Was? Długo sie nie odzywacie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 16:38, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Niestety miałyśmy troszkę problemów i szczerze mówiąc nie miałam czasu żeby o tym pisać...

Niestety po drugiej chemii podanej dożylnie (czyli w sumie trzeciej, bo dajemy jeszcze tabletki w domu) Milka bardzo źle się czuła.
W drugiej dobie od podania leku zaczęła być bardzo niespokojna, biegała na przykurczonych łapkach, nie chciała jeść ani pić, zaczęła wymiotować. Ponieważ nasza klinika była nieczynna pojechałyśmy na SGGW, gdzie dostała kroplówkę i środek przeciwwymiotny. Przyniosło to chwilową ulgę, ale następnego dnia rano znowu zaczęły się kłopoty. Sad
Odwiedziłyśmy naszą lecznicę, Milusi zrobiono USG, pobrano krew do badania i sytuacja powoli zaczęła się wyjaśniać - USG pokazało powiększoną wątrobę a morfologia wynik: leukocyty 2,0 G/l (norma 6,0-12,0) ALP (czyli enzymy wątrobowe) 1389,0 U/l (norma 20-155).
Efekty uboczne chemii.

Przez cały tydzień codziennie byłyśmy u weterynarza po jakieś 5 godzin. Milka dostawała antybiotyk, środki przeciwbólowe, przeciwwymiotne, jedzonko i picie - wszystko w kroplówce. Po tym tygodniu moja dzielna Kruszynka powolutku zaczęła wracać do siebie.
W niedzielę nasz pan onkolog zdecydował się na zmianę chemii. Konieczne okazało się odstawienie leku Vincristine. Zamiast tego co 3 tygodnie Milcia będzie dostawała kroplówkę z Mitoxantrone, dodatkowo będziemy jak dotychczas stosować Endoxan w tabletkach. Teraz nasza chemia ma trwać przez 15-18 tygodni.
Niestety rezygnacja z Vincristine i obniżone dawki Mitoxantrone, konieczne ze względu na reakcję po poprzednich chemiach, powodują, że mamy mniejsze szanse. Sad Pan doktor mówi jednak, że nie ma innego wyjścia. Nie możemy ryzykować, że historia się powtórzy, bo to byłoby niebezpieczne dla życia Milki.

Nie pytam ile mamy szans procentowo na długą remisję. Tłumaczę sobie, że ta choroba jest nieprzewidywalna (chociaż tak naprawdę boję się usłyszeć jak bardzo zmieniły się nasze rokowania).
Żyję przywołując w myślach, usłyszaną w ciągu kroplówkowego tygodnia, historię pieska, któremu dawano 3% na przeżycie 6 miesięcy po chemii. Piesek żyje już 2 lata i na razie choroba nie zaatakowała.
Nie ma co kalkulować, my i tak się nie poddamy.
Milka doszła do siebie po tym strasznym tygodniu a to oznacza, że chce żyć.
Pokazała wszystkim, że jest Najdzielniejszą Suczką Świata
A przecież Najdzielniejsze Suczki Świata się nie poddają tak łatwo, prawda? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dalmatina
Administrator
Administrator


Dołączył: 06 Mar 2007
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:01, 19 Lis 2007    Temat postu:

Wisienko jak przebiega leczenie. Minęły dwa miesiące. Pisałaś, że jesteście na diecie. Jak możesz umieść dietę w dziale o żywieniu, bo może będzie dla kogoś pomocna.
Myślę o Was:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 16:12, 26 Sty 2008    Temat postu:

Minęło już tyle czasu...
Chemię z Mitoxantrone Milka znosiła bardzo dobrze.
Co trzy tygodnie byłyśmy w lecznicy na kroplówce, a podczas dwóch tygodni między chemiami podawałyśmy Endoxan w domu...do czasu kiedy nie zaczął się problem z nerkami Confused

Pewnego tygodnia Milka zaczęła źle się czuć, pojechałyśmy do lecznicy żeby zrobić morfologię i badanie moczu. Okazało się, że poziom mocznika, kreatyniny i białka we krwi gwałtownie wzrósł ponad normę. Zaczęliśmy intensywne nawadnianie - przez tydzień w domu podawałyśmy Milusi podskórnie kroplówki. Potem wróciłyśmy na kontrolne badania do lecznicy, ale całe szczęście okazało się, że wszystko wróciło do normy i możemy być spokojne.
Odetchnęłam z ulgą, bo choćby po lekturze tego forum wiem, jak to jest gdy zaczną się problemy z nerkami :shock:
Pan dr Jagielski na wszelki wypadek zdecydował o odstawieniu Endoxanu. Pewnie nasze szanse znowu zmalały... Sad
Mimo to dzielnie walczymy.
Teraz podajemy już tylko Mitoxantrone - naszą granatową nadzieję.
Dwa tygodnie temu wyczułam na szyi Milki guzek. Logika wskazywała na to, że nie jest to nic związanego z chłoniakiem - guzek znajdował się nisko, przed łopatką, dał się łatwo przesuwać, Milka nie zwracała uwagi na to, że się go dotyka. Ale logika to jedno a strach to drugie.
Na ostatniej wizycie Pan doktor powiedział, że najprawdopodobniej to tłuszczak i nie widzi powodu żeby robić biopsję. Po tych słowach zostałam bez wątpienia najszczęśliwszą osobą we wszechświecie. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wisienka
Bywalec
Bywalec


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 16:51, 26 Sty 2008    Temat postu:

Chemię zaczęłyśmy 25 sierpnia i ani się nie obejrzałam a już minęło pół roku.
Wspaniałe pół roku z moją malutką czarnulką. Najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam... Chwytam zachłannie każdy dzień prosząc wciąż o więcej i więcej...

6 lutego ostatnia chemia. A potem? Co dzieje się, gdy leczenie dobiega końca?
Rozumiem, że chodzi się na wizyty kontrolne, ale co ile?
Czy wtedy psiaka można szczepić, zabiezpieczać przed kleszczami jak dawniej?
Chłoniak raczej nie atakuje w czasie chemii, ale potem możliwe jest wszystko. Jak żyć ze strachem, że każdego dnia Twój świat może się zawalić, że wszystko poszło na marne, że nie udało się wygrać?
Codziennie sprawdzać węzły rano przed wyjściem z domu i wieczorem aby móc spokojnie zasnąć?
I co jeśli chłoniak zaatakuje - można robić kolejną chemię czy walka wtedy dobiega końca?
Niektórzy z Was już to przeszli, napiszcie proszę jak to jest - jak wygląda życie po chemii?

Chociaż staram się tego nie pokazywać bardzo się boję. Bardziej niż wtedy, gdy zaczynałyśmy leczenie. Wtedy wiedziałam, że coś robimy, mamy plan i się nie damy. A teraz? Nie mam planu, nie wiem co nas czeka i nie wiem czy jest coś co mogę zrobić poza modleniem się żeby choroba nie wróciła...

I już wiem - bardzo będę tęskniła za Białobrzeską. Tyle czasu tam spędziłam, spotkałam tylu ludzi...
Często o nich myślę - co stało się z pieskiem, który miał nadziąślaka i którego panią spotkałam oczekując na pierwszą wizytę? Jak radzi sobie sunia - york, która zaczęła leczenie tego dnia co my? Czy kundelek, który zawsze wpatrywał się w naszą Milkę z uwielbieniem wygrał z chorobą? Czy pan, który ze łzami w oczach opowiadał o swojej suczce którą przywiózł z dalekiej Ukrainy zdecydował się na kolejnego pieska? Co z kociakiem ze schroniska - udało się go uratować? Jak rottweiler, który źle znosił Adirblastin?
Ludzie, których spotykałam na Białobrzeskiej i wszyscy tutaj - na forum...mam wrażenie, że rozumiemy się lepiej niż inni.
Tak bardzo cieszę się, że jesteście...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mala_czarna
Moderator
Moderator


Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 1829
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 19:09, 26 Sty 2008    Temat postu:

Wisienka napisał:


Rozumiem, że chodzi się na wizyty kontrolne, ale co ile?
Czy wtedy psiaka można szczepić, zabiezpieczać przed kleszczami jak dawniej?
Chłoniak raczej nie atakuje w czasie chemii, ale potem możliwe jest wszystko. Jak żyć ze strachem, że każdego dnia Twój świat może się zawalić, że wszystko poszło na marne, że nie udało się wygrać?
Codziennie sprawdzać węzły rano przed wyjściem z domu i wieczorem aby móc spokojnie zasnąć?
I co jeśli chłoniak zaatakuje - można robić kolejną chemię czy walka wtedy dobiega końca?
Niektórzy z Was już to przeszli, napiszcie proszę jak to jest - jak wygląda życie po chemii?



Od momentu pierwszej chemii moja suczka nie była szczepiona. Dr. nie pozwolił.
Nie pytaj, czy jesli chłoniak ponownie zaatakuje, ponownie rozpocząć walkę. To trzeba przemyśleć osobiście, chociaż ja nie namyślałam się nawet jednej minuty. Dla mnie to było tak naturalne, że trzeba wznowić leczenie. To nie była ciężka, trudna decyzja.
Jesli chodzi o wizyty kontrolne, to powinien coś w tym temacie wspomnieć onkolog. Zresztą sama musisz ją obserwować, badać węzły chłonne, patrzeć, jak zachowuje się piesek, czy nie jest smutny, osowiały.

Ps. Ze strachem nie wygrasz. Ta choroba jest podstępna. To jest jak siedzenie na bombie zegarowej. Wiem, że to przykre, i że być może jestem zbyt szczera, ale naprawdę dużo przeszłam. Przede wszystkim przeszłam wznowę chłoniaka, i wiem, jak to bardzo boli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mala_czarna dnia Sob 19:11, 26 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Chłoniak u psów Strona Główna -> Opowiedz o sobie i swoim psiaku Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin