Forum Chłoniak u psów Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Hektor - mięsak maziówkowy
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Chłoniak u psów Strona Główna -> Opowiedz o sobie i swoim psiaku
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hektor
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 23 Kwi 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:00, 23 Kwi 2010    Temat postu: Hektor - mięsak maziówkowy

Witam, i na wstępie przepraszam, że pisze na forum o chłoniakach, ale niestety nie widzę podobnego forum jeśli chodzi o mięsaki Sad

Moj pies ma 5,5 roku, rasa Alaskan Malamute, 42 kg, jestesmy z Wroclawia. Jakies 2 miesiace temu zaczal kulec na jedna tylna lapke po intensywnych spacerach (2h biegania po lesie). Myslelismy ze to moze przeciazenie, pozniej kulawizna pojawiala sie po dluzszym odpoczynku, ale gdy He to rozchodzil bylo dobrze. Jednak widac bylo ze He odciaza ta chora nozke i wiekszosc ciezaru ciala przenosi na zdrowa nozke.

Zdecydowalismy sie pojechac do weterynarza do dr Kirsteina (znany ortopeda -chirurg)

Diagnoza - zerwane wiazadlo krzyzowe, sciagniecie nagromadzonego plynu z kolanka, steryd w kolanko i informacja ze najlepiej zoperować mu nozke i włożyć implant. Wahaliśmy sie z tym bardzo tym bardziej ze He po tym sterydzie zaczal normalnie biegac i nie odczuwal zadnego bolu.. no ale caly czas mielismy swiadomosc ze kiedys ten steryd pewnie przestanie dzialac..

1 kwietnia.
Po dwoch tygodniach zdecydowalismy sie na operacje... i tu pojawily sie niepokojace wiesci:

przednie wiazadlo krzyzowe naderwane w 1/3
tyln wiazadlo krzyzowe naderwane w 1/4
przy naderwanych dwoch wiazadlach krzyzowych, ktore zdarza sie bardzo zadko nie ma mozliwosci zalozenia implantu bo na pewno implant sie zerwie i tym samym, ktores z wiazadel:(
Jednocześnie Lekarz powiedzial nam ze w torebce stawowej zauwazyl jakies dziwne farfocle, które przypominaja swoim wyglądem włókniki (skrzepy krwi), ale ze jest tego tam duzo i raczej musialby byc potężny krwotok aby cos takiego spowodowac o co akurat trudno jesli chodzi o torebke stawowa. Mowil ze byc moze jest to maziowczak, ale on sam tego nie jest w stanie stwierdzic bo nigdy czegoś takiego nie widzial Sad Torebke stawowa wyczyscil z tych farfocli. Dał próbkę do badania histopatologicznego.

Na wynik czekalismy bardzo dlugo.
21 kwietnia dostalismy informacje ze są to włokniki, ale maja komórki nowotworowe mięsak maziówkowy G2 Sad
Niewiele jest o tym w internecie i wszystko co przeczytalismy brzmi bardzo źle. Jedyną pocieszająca informacja jest to ze to jest jakis wczesny etap tego nowotworu. Nie ma żadnego guza, nie ma zadnego nacieku na kosc, tylko jakies farfocle w torebce stawowej, ktore lekarz usunal, no ale na pewno cos tam pozostalo.. i pewnie bedzie sie to rozwijac.

Nowotwor jest we wczesnej fazie, ale Lekarz niestety nie umie nam odpowiedziec jak dlugo sie rozwija ten nowotwor z takiej formy w jakiej on sie teraz znajduje, kiedy on mniej wiecej powstal i jak postepowac w leczeniu, polecił nam dr Hilderbranda do którego chcemy udać się w poniedziałek (teraz jest poza Polska).

Od dr Kirsteina dostalismy tabetki beta glucany, mamy dawac naszemu psiakowi 2 dziennie (silny stymulator układu odpornościowego). Mowil ze nowotwor jest we wczesnej fazie i to może pomoże, a na pewno nie zaszkodzi...

Cała ta sytuacja spadla na nas jak grom z nieba.. i bardzo nasz przytłoczyla Sad Tym bardziej, ze He zachowuje sie jak zawsze, nie ma zadnych objawow, ktore swiadczylyby o jego gorszym samopoczuciu, czy gorszej kondycji. Nie kuleje, stapa na tej lapce. Normalnie wchodzi i schodzi po schodach. Troche odciaza ta lape ale to dlatego ze ma maly ubytek miesnia i zeby go odbudowac trzeba albo duzo plywac albo robic duzo krotkich spacerkow.. No ale jednoczesnie mamy swiadomosc ze to cholerstwo gdzies tam jest i sie czai...

Czy ktos z Was ma jakies informacje na temat tego nowotworu ?
Jak to cholerstwo sie szybko rozrasta? kiedy pojawia sie guz ?
Jak z tym walczyc?

Czy powinnismy zaczac stosowac jakas specjalna diete, zmienic karme ?

Je gotowane jedzenie ryz + indyk, ryz+kurczak i do tego sucha karma eukanuba z kurczakiem, lub eukanuba z jagniecina.

pozdrawiamy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hektor dnia Pią 11:18, 23 Kwi 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lorien
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:48, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Witam serdecznie.
Niestety na temat mięsaka niewiele wiem- jedyne nnformacje jakie mam to możesz przeczytać na moim watku- Lorien. W trakcie naszego niestety bardzo krótkiego leczenia było też podejrzenie mięsaka ale naczyniakomisaka- wiem, tylko, ze to najgorsza forma mięsaka. Choć Lorci już z nami nie ma to nadal próbujemy dojśc jaka postać raka doprowadziła do smierci naszej suni. Jedna wersja to chłoniak druga, ze mięsak....
Mam znajomych , których bokser choruje na mięsaka ale psisko ma już 15 lat więc lekarze nie podejmują się dalszego leczenia ze względu na serducho..Zelmer dostaje regularnie sterydy i jak na takiego staruszka trzyma się bardzo dobrze.
Najlepsze wyjście to jak najszybsza wizyta u onkologa!!!
Jak na razie mogę tylko trzymać mocno kciuki za Waszą psinę i czekam na wieśći od Was.
Pozdrawiam. Magda


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lorien dnia Pią 11:55, 23 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hektor
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 23 Kwi 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:43, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Magda dziekuje za pozdrowienia. Czytalem Twoj wątek Sad jak i wiele innych na tym forum Sad

W poniedzialek idziemy do dr Hilderbranda i napisze tutaj jak to u nas wyglada po tej wizycie..

pozdrawiam
Igor


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agniecha
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:40, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Witaj Hektor,co ja Ci tu będę pisać,jak słyszę mięsak,to mi się słabo robi,to ciężkie nowotwory,ale nie patrz na to,co piszę,na wszystkie pytania i wątpliwości odpowie Ci onkolog,dr Hildebrandt to specjalista-on udzieli Ci najwięcej,najbardziej wiarygodnych wiadomości...o naszym nikt mi wiele nie mógł powiedzieć,bo nie było jeszcze takiego przypadku w literaturze weterynaryjnej-chłoniak/glejak mózgu...woleli mówić nowotwór mózgu,ale jaki,być może oba,nie wiedział nikt...trzymam za Was...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Betka
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:59, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Witaj Hektor
Moja Milka- bokserka miała naczyniakomięsaka. Mięsaki to paskudne nowotwory a naczyniakomięsak to najgorsza swołocz. Leczenie polega na operacyjnym usunięciu zaatakowanych tkanek i niestety narządów. Milce usunięto śledzionę, nerkę i guza wielkości 20 cm. Żyła jeszcze potem dziesięć miesięcy ale była podobno absolutnym wyjątkiem. Zwykle pieski żyją po operacji od miesiąca do czterech, ponieważ ten nowotwór daje przerzuty w 100%. Wcześniej lub później ale zawsze. No i jest jeszcze odporny na chemię. Niestety nie wiem nic o mięsaku, na który cierpi Twój piesek ale może jest mniej zjadliwy. Oby. Serdecznie Wam tego życzę.
Mięsak nie wymagał żadnej szczególnej diety, tylko różnych tabletek osłonowych ale to raczej z powodu braku jednej nerki i chorej wątroby. Milka dostawała jeszcze zastrzyki z tarantuli. Podobno hamują rozwój nowotworów. Na wzmocnienie Ecomer.

Pozdrawiam i życzę zdrowia dla pieska.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agniecha
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:45, 23 Kwi 2010    Temat postu:

tarantula jest pomocna przy nowotworach tkankowych,zwłaszcza przed operacją,powoduje jakby lepsze oddzielenie tkanki nowotworowej od zdrowej i wtedy podczas operacji łatwiejsze jest odpreparowanie guza,ale to tylko w przypadku nowotworów operacyjnych...na pewno nie podaje się preparatów odpornościowych takich jak Zylexis,Scanomune(beta glukan),witamin,preparaty z kwasami omega tak(Ecomer,Preventic itp.)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dominika
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Wrocławia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:29, 23 Kwi 2010    Temat postu:

Witajcie!

Przykro mi że musimy poznawać się tutaj..
niestety na temat mięsaka nic nie wiem i nie pomogę w tym temacie...

Ale mogę powiedzieć, że my również leczymy się u dr Hildebranda, więc bardzo dobrze trafiliście,to znakomity lekarz... pytajcie go jak najwięcej..!

My leczymy się od stycznia,wtedy zmienił się nasz świat..
Na nas chłoniak też spadł jak grom z jasnego nieba...dał o sobie znać w Święta Bożego Narodzenia...te pierwsze dni...tygodnie z diagnozą były straszne... wszyscy tu na forum wiemy jak się czujecie..tyle pytań...niepewności..
Bardzo dobrze że tu napisałeś, dla mnie to miejsce i Ci wspaniali ludzie jest miejscem...magicznym...kojącym...i bardzo wspierającym..dlatego pisz jak najwięcej-to pomaga.

a to tak na rozweselenie :
Kiedyś w gabinecie u dr Hildebranda się śmiali- bo akurat na chemii był Nasz Zeus i drugi psiak- Hektor.. teraz i kolejny "Wielki - ze Starożytnej Grecji" będzie z nami rządził w lecznicy... Wink ale mocno wierzę w to że będzie dobrze..i że wszyscy nasi kochani "Starożytni" będą dzielnie walczyć... trzeba w to wierzyć...

Pozdrawiamy Was bardzo serdecznie!
Głaski dla Hektorka!

Dominika, Jacek & Zeusek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hektor
Nowicjusz
Nowicjusz


Dołączył: 23 Kwi 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:34, 26 Kwi 2010    Temat postu:

bylismy dzisiaj u dr Hildebranda.

Niestety nie mamy pomyślnych wiadomości.
Jest to strasznie rzadki nowotwór niestety bardzo złośliwy. Niestety brak dobrych doświadczeń w ich leczeniu. Niestety jedyna opcja to wyciecie nowotworu z przylegającymi ściankami min 2 cm. Jako że to jest w stawie także usuniecie stawu.. Jako ze jest to pies duzy to raczej amputacja calej nogi bo tylko u malych psów się usuwa staw i pozwala się zrosnąć kościom na sztywno...

Nowotwór został wykryty na mega wczesnym etapie (brak jakiegokolwiek guza, brak bólu w stawie, brak powiekszonych węzłów generalnie He czuje sie bardzo dobrze i nie ma zadnych objawów, które swiadczyly by o tym ze ma to cholerne coś w kolanie..

Dr zalecil nam przebadanie jeszcze raz tego wycinka przez innego patomorfologa. (jutro będziemy mieli 2 ocenę przez 1 patomorfologa, ktorego poprosilismy aby spojrzał jeszcze raz na to). Tym bardziej, że dowiedzieliśmy się ze było to robione troche metodą dedukcji... czyli zostało stwierdzone, że są tam komórki nowotworowe złośliwe, a że próbka została podjęta ze stawu to moze to być albo mięsak kości albo mięsak maziówki, a że nie ma nacieku na kość to jest to mięsak maziówki. Jakoś nie bardzo mnie to satysfakcjonuje, abym miał się zdecydować na radykalne rozwiązanie jakim jest amputacja nogi Sad Tym bardziej jak już wcześniej pisałem pies czuje się bardzo dobrze.

Po zbadaniu jeszcze raz przez tego 1 patomorfologa, spróbujemy odzyskac tą próbkę i dać ją dr Hildebrandowi do zbadania...

to tyle narazie Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agniecha
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:07, 27 Kwi 2010    Temat postu:

...perspektywa straszna,ale przekonsultujcie to jeszcze,tak jak piszesz,przy opcji amputacji łapy trzeba mieć 1000% pewności,że to jest to świństwo...znam przypadek,że histopatolog pomylił się w swojej ocenie-stwierdził chłoniaka w biopsji,a faktycznie go tam nie było...powodzenia He...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fioneczka
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 09 Lis 2009
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:36, 29 Kwi 2010    Temat postu:

witaj Igor ... choć wolałabym żeby nie było tutaj "nowych" powitań.

my trafiłyśmy na forum z diagnozą chłoniak ... jednak diagnoza była błędna, my chorowałyśmy na pęcherzycę (choć i ona nie została zdiagnozowana na 100%)

zanim podjęte zostaną jakiekolwiek decyzje odnośnie dalszego leczenia próbujcie ustalić co na 100% dzieje się w stawie kolanowym ... bo ja po naszym przypadku wiem że nie wszystkie diagnozy są trafne (pierwsza próbkę skóry badano nam w DE Idexx)

życzę Wam dużo wytrwałości, wiary i szczęścia ... i zdrówka

aśka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lorien
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:49, 29 Kwi 2010    Temat postu:

Zgadzam się, my trafiliśmy tu z diagnozą chłoniak...ale w rezulatacie nadal nie wiemy co tak naparwdę doprowadziło do śmierci Lorietty. Biopsja była czysta- pamietam jak jeszcze z niedowierzaniem pytałam-"czyli to nie rak??". Chłoniak nie"zabija" w ciagu 3 tygodni... a własnie tyle czasu nam zostało...
Będziemy dochodzić prawdy bo nie mogę sie pogodzić z brakiem wiedzy. Więc dla własnego czystego sumienia pytajcie gdzie się da i ile się da. Warto!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megaan
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:01, 29 Kwi 2010    Temat postu:

Faktycznie mięsak maziówkowy to trudny i rzadki nowotwór. Wiem, bo właśnie taki typ zdiagnozowano u mnie 9 lat temu. Tyle ze G3, więc jeszcze gorzej. U ludzi zawsze w przypadku mięsaków amputuje się kończynę i to daje najlepsze wyniki leczenia. Jest raczej chemioodporny. Pytaj o co chcesz odpowiem chętnie jak było u mnie. Poza tym jestem właśnie w trakcie pisania pracy o nowotworach, więc jestem w temacie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jana29
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 06 Paź 2009
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:00, 30 Kwi 2010    Temat postu:

ja niestety nie wiem nic na temat tego nowotworu ale jak coś znajdę to wrzucę.
Amputacja stawu czy nogi to nie wygląda ciekawie.Jak potem Hektor będzie żył? sprawa jest ciężka bo dla psa to jest bardzo duży problem z amputowaną nogą. Ale życie nie wybiera .znam psiaki ,które rzeczywiści nauczyły się żyć tak.ważne żeby już jakby co to oby nie było przerzutów do innych miejsc
poczekajcie jeszcze na wyniki.

trzymajcie się


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agniecha
Gaduła
Gaduła


Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:27, 05 Maj 2010    Temat postu:

Igor,wiadomo już coś...?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mill
Uczestnik
Uczestnik


Dołączył: 30 Lis 2010
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wro
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:40, 30 Lis 2010    Temat postu:

zbierałam się długo, ale postanowiłam dokończyć wątek, który rozpoczął Igor, wtedy kiedy desperacko wręcz poszukiwaliśmy jakiejkolwiek pomocy, jakiegokolwiek analogicznego przypadku. Dokończyć, bo może nasza historia kiedyś komuś pomoże ( ja nie znalazłam nikogo, kto przechodził przez te chorobę), podzielić z Wami, bo nie umiem poradzić sobie z bólem. Czytałam od miesięcy Wasze historie, śledziłam Waszą walkę i trzymałam mocno kciuki za każdego z formowych psiaków, płakałam razem z Wami.
Przepraszam za długą historię, ale trudno mi było zamknąć inaczej ostatnie 7 miesięcy.

W Internecie znaleźliśmy dwie podobne historie psów, którym zdiagnozowano synoviall cell sarcoma ( mięsaka maziówki), ale w ich przypadku druga biopsja wykluczyła to podejrzenie. Liczyłam, że tak będzie w naszym przypadku, naprawdę głęboko w to wierzyłam….

kwiecień: Pierwsza wizyta u dr Hildebranda: diagnoza: klinicznie żadnych objawów chorobowych- brak obrzęku i bolesności stawu. Z katedry patomorfologii szpitala wojskowego wybłaguję szkiełka z preparatem , który zdiagnozowano jako mięsak. Wciąż nie wierzę, nie chcę wierzyć. He trochę kuleje, ale wiem, że ma uszkodzone więzadła i jak zapewniali mnie lekarze, bez stabilizacji stawu tak być może, a stabilizacji nie da się zrobić w naszej sytuacji, więc pozostaje steryd do końca życia, pokonamy to, byle tylko oddalić tę gorszą chorobę.

maj: szkiełka badają patomorfologowie na Klinikach wet. Pierwsza diagnoza: nie wiadomo co to, może stan zapalny, konsultacja z profesorem, który mówi jednoznacznie: mięsak. Rozpacz. Patomorfologowie mówią, że to bardzo rzadki przypadek, wiec warto zrobić dodatkowe badania, pobrać dodatkowe preparaty. Ja wciąż wierzę, że to pomyłka. Dr Hildebrand mówi jednoznacznie: może pani amputować łapę albo nie robić nic. Nic innego nie umiem zaproponować. Mięsak nie jest responsywny na chemię ani radioterapię.
Lądujemy na chirurgii i proszę chirurga o drugą biopsję. Bada psa i mówi, że nie ma żadnych objawów choroby, że pełno jest przypadków złej diagnozy, że musze być silna i wierzyć, że będzie w porządku. Ponieważ biopsja jest niewymierna, radzi ponowne otwarcie stawu i pobranie wycinków. Mówi jednak wyraźnie- stop- nie teraz. Minęło zbyt mało czasu od ostatniego zabiegu, pies nie doszedł jeszcze do siebie, a wyniki ewentualnej histopatologii mogą być podobne, cyi dalej nierozstrzygające po tak krótkim czasie. Radzi czekać i wierzyć, że będzie ok. On nie widzi podstaw dla tej diagnozy, klinicznie żadnych objawów wciąż. Następny zabieg najwcześniej w czerwcu. Musze się uspokoić, mówi, bo takim otwieraniem stawu mogę wywołać mięsaka, mówi, że może po czyszczeniu stawu może będzie ok. Silny pies, rasa pierwotna, trzeba wierzyć.

He biega. Wiec wierzę, staram się być silniejsza od tego co słyszę i czytam. Zabieram preparat na Akadamię Medyczną i ze łzami błagam, aby ktoś się jeszcze temu przyjrzał. Grzecznościowo przyjmują. Na moich oczach szkiełko ląduje pod mikroskopem. Patomorfolog mówi, że…nie wie, że musi to skonsultować, poczytać, że są mitozy w polu widzenia, że może być to stan zapalny, ale to raczej nowotwór. Jaki i na jakim etapie dopiero potwierdzi. Następuję nieskończenie długi weekend. Piękna pogoda a ja mam oczy zaklejone łzami i stres w oczekiwaniu na diagnozę tak silny, że nie mogę oddychać.
W poniedziałek dzwoni telefon. Przykro nam, to mięsak maziówki. Proszę przyjechać, porozmawiamy. Rozmawiamy, proszę nie amputować kończyny, proszę próbować inaczej: może sama resekcja miejscowa i chemia, albo lepiej radioterapia. Szykuje się logistycznie do radioterapii w Wiedniu. Nie damy łatwo się pokonać. Weterynarze rozkładaja ręcę, bo przyznają, że nigdy nie leczyli takiego przypadku. Proszę aby mi pomogli, ale nikt się nie angażuję. Biorę sprawy w swoje ręce. Obdzwaniam wszystkich onkologów weterynaryjnych i ludzkich, szukam, czytam, pożeram książki weterynaryjne. Po kilku tygodniach znam wszystkie alternatywne możliwe przypadki, które mogą w bad. histopatologicznym wykazywać podobieństwo do mięsaka. Po kliku tygodniach wiem już wszystko, więcej znaleźć nie potrafię…. Proszę, aby eksperymentalnie ktoś zajął się moim przypadkiem, ale nikt nie podejmuje tego tematu.
Robi się koniec maja. Budzimy się w sobotę. He nie staje na łapę. Przeraźliwie krzyczy, ból, nic nie je. Dzwonimy do lekarza, mówi, że musimy czekać do poniedziałku. Czekamy.
Polska tonie w wodzie, powódź wszędzie. Ludzie walczą, nie obchodzi mnie to, ja walczę sama. Jestem wyczerpana, ale staram się być silniejsza dla niego. Poniedziałek, lądujemy na chirurgii u naszego ortopedy. Podaję steryd i mówi, że efekt działania będzie wymierny do choroby: podejrzewa całkowite zerwanie więzadła. Steryd ma wyjaśnić: jeśli zadziała- przyczyną bólu i kulawizny nie jest mięsak, a więzadło. Czekamy. Stan się wyraźnie poprawia, dlatego lekarz nas pociesza. Umawiamy się na operację.
1 czerwca: operacja. Czekam w poczekalni. Na telefonie z patomorfologiem, czekam na próbki. Poza histopatologią decydujemy się na immunohistochemię, aby potwierdzić wynik. Po 15 minutach z sali wychodzi lekarz. Wzywa mnie do gabinetu. Wiem, że jest źle. Zaczyna od „przykro mi…”, reszty właściwie już nie słyszę. Wiem tylko, że cały staw jest w nowotworze. Nic nie potrafią zrobić.
Biegnę z próbkami na patomorfologię, obiecują zająć się tym szybko, ale w praktyce czekam 3 tygodnie….Przeraźliwie długie tygodnie. He chodzi pięknie i cieszy się znowu. Chirurg patrzy i mówi” ewenement, silny pies, poczekajmy na wyniki…” Dzwonię z pracy i słyszę, niestety to z całą pewnością mięsak, nie mięsak maziówki, ale włókniakomięsak (fibrosarcoma). Co zyskujemy? Mniejsze ryzyko przerzutów. Co możemy zrobić: amputować. Zaraz mam spotkanie i łzy ciekną mi ciurkiem, muszę wyjść. Nie pamiętam wiele z tamtych dni… tak jakby zatrzymało się moje serce. Znajomi mówią” przesadzasz, to tylko pies” dla mnie to mój mały chłopiec, jak dziecko. I ma tylko 5 lat.
Znajduję serwis tripawds i widzę, ile w stanach żyje trzyłapków. Dzięki nim zaczynam wierzyć, że niezależnie od tego, ile ma łap, da sobie jakoś radę i że muszę walczyć, mimo, że rozwiązanie dla mnie jest tak straszliwie drastyczne. Chirurg mówi, że w jego karierze nikt z taką diagnozą nie zdecydował się na amputację i wszystkie psy były usypiane. Wszyscy dookoła mówią” nie rób tego! Jego życie to bieganie, nie kalectwo”. Wiem, ale wiem, że jeśli tego nie zrobimy, to on odejdzie. Mam już zaawansowaną nerwicę, nic nie umiem zrobić, nawet oglądać telewizji. Jestem zredukowana do choroby i rozpaczy. Godzę się z perspektywą amputacji. Konsultuję wyniki z onkologiem z Wiednia, potwierdzą, że amputacja to jedyna alternatywa. Robimy zdjęcia rtg ( kręgosłup, płuca, noga) aby wykluczyć zmiany metastatyczne, wszystko czyste. Jest piątek, siedzę w pracy, dzwoni nagle patomorfolog i mówi, że przyszły wyniki histochemii i nie jest to mięsak…ale zmiana łagodna: nerwiakowłókniak (neurofibroma). Łapa puchnie tego dnia, ale wyniki wykluczają chorobę. Patomorfolog mówi, że to wyjaśni, że nie rozumie, ale może on się pomylił. Dobrze pamiętam tamten dzień. Początek lipca. Pełne słońce. Pierwszy raz od miesięcy światło w tunelu. Łzy ciekną mi z radości. Dr Hildebrand mówi, że nie potrafi tego wyjaśnić. To chyba najlepszy weekend ostatnich miesięcy. Poczułam, że pokonamy już wszystko. Przychodzi jednak niedziela, jeden z najtrudniejszych dni. Całą noc nie śpimy, He wyje z bólu, łapy nie można dotknąć, całą noc bez przerwy przeraźliwie krzyczy. Serce mi pęka na milion kawałków. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, pamiętam, że wtedy pomyślałam pierwszy raz, że nie wygramy, że on odejdzie.
Poniedziałek rano, noga He poniżej kostki zupełnie sparaliżowana, brak czucia. Do dziś nie wiem czy to skutek wylewu czy paraliżu nerwu z powodu ucisku guza.
Kliniki. Eutanazja lub amputacja. Dlaczego tylko wynik wskazuje na niezłośliwą zmianę? Nie mogę się dodzwonić. Zwalniam się z pracy i jadę do Katedry Patomorfologii. Czekam godzinę, wychodzi lekarz i podaje mi wynik: neurofibrosarcoma (nerwiakowłókniakomięsak). Czyli mięsak. „Wcześniejsza diagnoza to pomyłka”, tylko tyle. Moje 2 dni nadziei zgniecione. Brak słów.
Zaraz potem przychodzi jeden z najkoszmarniejszych i najbardziej traumatycznych dni: amputacja. 13 lipca. Podczas golenia trzymam drżącą łapkę, której już nigdy nie zobaczę. W duszy przepraszam He za moją bezsilność. 2 godziny później przywożą mi jego śpiące ciałko na zimnym metalowym łóżku. Okaleczone, bez nogi, zakrwawione. Nie ma słów które opiszą co człowiek czuje w takim momencie. Mam wrażenie, że wszystko w środku już mi pękło i nic nie będzie takie samo. Przepraszam, przepraszam słonko za to co Ci zrobiłam. Poczucie winy zabija mnie, ale wiem, że robię to wyłącznie dla niego. Następują trudne dni. Ból jest olbrzymi, codziennie faszerujemy go silnymi środkami przeciwbólowymi, aby choć trochę kontrolować ból.
Determinacja jest duża. Następnego dnia He wstaje, trochę nieporadnie, ale stara się. Zbiega ze schodów. Idziemy na spacer. Ludzie patrzą na mnie dziwnie, każdy chce wiedzieć co się stało. Widzę ocenę w oczach. Co śmielsi komentują „ nie lepiej uśpić, po co tak męczyć psa”. Po paru tygodniach przyzwyczajam się, nie zwracam na to uwagi albo odpowiadam potwierdzająco na pytanie o wypadek, nie upilnowałam psa, wpadł pod samochód, nie obchodzą mnie te opinie. Ludziom łatwiej przyjąć taką prawdę niż nowotwór i desperacką walkę o życie. Mija miesiąc, staram się tłumić wyrzuty sumienia, He żyje, sekcja kończyny potwierdza: masywny rozrost słoniowatej tkanki nowotworowej, naciekającej mięśnie uda i podudzia. Liczne obszary martwicy i wylewów krwi, Trudno określić stopień zaawansowania zmian- miejscami ich złośliwość jest bardzo niska, miejscami wysoka. Ale He jest z nami i nie cierpi już. „Lepiej skakać na trzech łapach, niż kuleć na czterech” Pojawia się nadzieja, odzyskuję radość, po trudnych miesiącach zaczynam żyć, wychodzić z domu, wierzę, że wygramy tę walkę. Lekarze potwierdzają: leczenie zakończone, ten mięsak jest bardzo złośliwy lokalnie, ale bardzo rzadko przerzutuje- ryzyko metastatyczne oczywiście jest, ale na poziomie 7%. Wierzę, że nam się uda. Jest ciężko, ale nie można odwracać się za siebie. Uczę się nie zadawać sobie wciąż pytań: dlaczego ja, dlaczego mój pies. Do tego nigdy nie dojdę. Musimy żyć nową jakością. Czekamy. Po amputacji pies dochodzi do siebie w pełni po około 3-4 miesiącach, więc wierzę, że przeczekamy trudny czas. Widzę radość i ulgę w oczach He. Dla niego utrata nogi nie jest żądną traumą, wyzwoliliśmy go od bólu.
Kontrola: brak przerzutów w obrębie kikuta kości udowej i biodra. Wszystkie wyniki rewelacyjne. Kolejna kontrola za 2 miesiące. Żyjemy może inaczej, ale jego walką jest dla mnie siłą i daje mi wiarę. Pokonaliśmy chorobę. Wszystko na to wskazuje.
He jest jednak okaleczony, już nie bawi się z psami, nie chodzi na długie spacery. Żyje, ale widzę smutek z powodu ograniczonej jakości życia. Wciąż drżę, co jeśli uszkodzi sobie drugą nogę lub kręgosłup- co przy jego wadzę jest bardzo realnym zagrożeniem. Wtedy wózek inwalidzki., mówią lekarze. Staramy się nie myśleć.
Wobec wszystkich potwierdzeń, że teraz powinno być dobrze i statystycznie po takich amputacjach psy przeżywają średnio klika lat, decydujemy się na drugiego psa. Nie chce aby He był samotny, chce dać mu wszystko co potrafię. Na początku września pojawia się w naszym życiu 8-tygodniowa malamutka Milla. He odzyskuje radość, opiekuje się nią, bawią się. Wierzymy, że teraz będzie dobrze, to jedne z najwspanialszych dni jakie pamiętam z ostatnich miesięcy. Tydzień później, dwa miesiące po amputacji, nagle wymioty, intensywne. Ból brzucha, nie pozwala się dotknąć. Dzieje się coś złego. Oczywiście niedziela. Lądujemy na ostrym dyżurze w klinice której nazwy wolałabym nie wspominać… nie mamy jednak innego wyjścia. He dostaje leki przeciwwymiotne i rozkurczowe. Wszystko się normuje. Następnego dnia rano kliniki. USG brzucha, He wije się na stole, 3 osoby muszą go trzymać, głowica dotyka brzucha i słowa znajome, które zatrzymują życie na klika sekund ”niestety nie jest dobrze”. 3 guzy na węzłach chłonnych. Ok. 6 cm średnicy każdy. Jeszcze tego samego dnia narkoza i biopsja. 3 dni później wynik. Przez cały dzień w pracy nie jestem w stanie zrobić nic. Chodzę w kółko, czekam. Telefon. Obraz zmian odpowiada nowotworowi o cechach włókniakomięsaka. Wszystko wskazuje na zmianę metastatyczną. Wychodzę z pracy i nie wiem co dzieje się przez najbliższą godzinę. Pracuje w samym centrum więc siadam na ławce w Rynku i chciałabym przestać istnieć. Wiem, że właśnie przegraliśmy walkę, że wyczerpaliśmy możliwości, że nic już nie można zrobić.
Kliniki następnego dnia i wyrok: rozpoczynamy terapię paliatywną. Jeszcze wierzę, że uda nam się ukraść jakiś kawałek życia, że powstrzymamy agresywny rozwój,. Najpierw niesteroidowe leki przeciwzapalne ( matecam), ale po 2 tygodniu zmiany powiększają się prawie dwukrotnie. Zmiana na encorton. Ale nic nie zatrzymuje rozwoju choroby. 1 października He zaczyna nie trzymać moczu, guzy uciskają pęcherz moczowy. Dr Hildebrand mówi, że zostało mu kilkanaście dni życia i musimy się na to przygotować. He walczy, ale marnieje w oczach. Ja staram się nadrobić każdy spacer którego kiedyś nie było, każde głaskanie, którego mu odmówiłam. Celebrować życie tak długo jak się da.
23 października, urodziny He, bierzemy go do ukochanego lasu, cieszy się z prezentów jak dziecko, jak dawniej. Ale nie ma siły biegać. Od tego momentu właściwie przestaje jeść. Tylko pije. Kolejny tydzień walczymy z jedzeniem co drugi dzień zastrzyki. Je tylko śladowe ilości mięsa, z ręki. Błagam go, żeby jadł. Tydzień później nie je już w ogóle. Definitywnie. Pije tylko wodę małymi łyczkami. Kiedy wypija za dużo wymiotuje. Wymiotuje właściwie codziennie. Nic nie je. Zaczyna przeraźliwie chudnąć. Dr Hildebrand mówi, że należy mu pomóc godnie odejść. Żadne z leków nie pomagają. He leży słaby i wychudzony w kałuży moczu, który wciąż cieknie z niego ciurkiem. Dr Hildebrand mówi, że w jego stanie bezpośrednią przyczyną śmierci może być niewydolność nerek, atakowanych przez nowotwór. I że któregoś dnia nie zbudzi się, może wpaść w śpiączkę. W głębi duszy modlę się o tak łagodną śmierć. Nic jednak nie będzie takie łatwe. Mija tydzień od czasu kiedy He nic nie zjadł. USG- guzy zajmują całe tyłobrzusze i większość śródbrzusza. He nie jest w stanie przyjmować żadnych pokarmów, bo wszystkie narządy ma zepchnięte i ściśnięte przez olbrzymie guzy, Nikt nie jest w stanie zmierzyć nawet ich średnicy. Ja wyczuwam jeden, pod skórą, wielkości piłki. Mój mały chłopiec umiera z głodu. Po 2 tygodniach niejedzenia waga He drastycznie spada z 42 kg do 37 kg. Nie jest w stanie się poruszać. Słania się na nogach, przez niejedzenie. Przewraca się na 3 łapach. Zaczyna robić pod siebie krwisto-wodnisty kał. Nie jest w stanie już nawet stać przy tym, robi to na leżąco. Przestaje reagować na cokolwiek, jakby mało co już do niego docierało. 15 listopada nie jest w stanie stać na nogach. Przewraca się. Jest jednym wielkim bólem. O 21 dostaje drgawek, które rzucają całym jego ciałkiem. Podejmujemy najbardziej traumatyczna decyzję. O 23 przyjeżdża do domu lekarz…
Chciałabym wierzyć, że zasnął spokojnie.

Wczoraj minęły 2 tygodnie. Wydaje mi się, że nie mam już serca, tylko zgliszcza.
Każdy dzień boli coraz bardziej. Każdego dnia tęsknota jest tak strasznie rozrywająca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Chłoniak u psów Strona Główna -> Opowiedz o sobie i swoim psiaku Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin